niedziela, 13 maja 2012

Adopcja - szansa na pokochanie?

   Adopcja serca - to popularna pomoc na odległość. Rodzina lub osoba samotna, decyduje się wspierać finansowo przez określony czas (rok, 3 lata lub całą Szkołę Podstawową) konkretne dziecko z naszego Ośrodka. Dzięki takiej pomocy, dzieci maja zapewnione utrzymanie i podstawową pomoc lekarską. Jeden dzień utrzymania to 4 PLN. Równowartość 2 batoników daje naszym wychowankom szansę na nowe życie. Ale nie o materialnym wymiarze ADOPCJI chcę Wam opowiedzieć. To coś o wiele głębszego. Rodzina Adopcyjna to przede wszystkim punkt odniesienia w życiu. To świadomość, że jest ktoś, komu na mnie zależy, ktoś, kto o mnie myśli, ktoś, dla kogo warto się się starać, bo doceni wysiłki podejmowane każdego dnia.
Za zgodą dzieciaków zamieszczam fragmenty listów pisanych przez nich do adopcyjnych Rodziców w Polsce i na świecie. Posłuchajcie...
    
   Berni trafiła do nas 3 lata temu. Uczyła się w pierwszej klasie w Ośrodku dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami w Gatagara. Nie zdała egzaminów, więc mama szukała innej szkoły, bo czesne w poprzedniej było zbyt wysokie. Berni była nieśmiałą, zastraszoną dziewczynką. W domu traktowano ją jak piąte koło u wozu, nikt się dzieckiem nie interesował, była odpychana, bo przeszkadzała w rodzinie. Mama potrafiła wiele miesięcy nie dawać znaku życia i zostawiała dziewczynkę u nas na kolejne wakacje. Minął rok i Berni znów nie zdała egzaminów. Trzeci rok w pierwszej klasie... I wtedy Berni zaadoptowała rodzina z Polski. Adopcyjna mama bardzo pokochała dziewczynkę, pisała do niej listy, w których zapewniała ją  jak jest ważna i potrzebna. Pytała o wyniki w szkole. 
I stał się cud. Berni uwierzyła w siebie. Zdała egzaminy najlepiej z klasy. Obecnie uczy się w klasie drugiej, nadal jest prymuską. To radosna i otwarta dziewczynka. Berni zmieniła się do tego stopnia, że rodzona matka zaczęła się dzieckiem bardziej interesować. Zabiera ją do domu na każdą wakacyjną przerwę. Berni zyskała szacunek w swojej rodzinie...

"Na początek pozdrawiam Cię kochana Mamo z Polski.
Niech Bóg Ci błogosławi Mamusiu i całej Twojej Rodzinie! Ostatnio zdałam dobrze egzaminy. Cieszę się bardzo, że nauka idzie mi lepiej. Lubię uczyć się angielskiego i social. Mam przyjaciółki, z którymi się bawię. To Rozalka i Dativa. Dziękuję, że mnie kochasz, ja też kocham Cię, Mamo..."




   Historię Alberta znacie z "opowieści życiem pisanych". Nie muszę podkreślać, jak bardzo dla niego ważne jest odnalezienie rodziny i poczucie przynależności do kogoś. Oto fragment jego listu:

"W Rwandzie nie mam już rodziny, dlatego cieszę się bardzo, że jesteście. Doświadczyłem od Was wielkiej miłości, za którą dziękuje.
W sobotę siostra Jana Maria zaprosiła mnie do siebie do pokoju, mówiąc, że ma dla mnie niespodziankę.
Siostra mnie ucałowała i wręczyła wielka paczkę od Was! Nie mogłem nic powiedzieć, taki byłem szczęśliwy. Potem zaczęliśmy z siostrą oglądać wszystkie rzeczy i przymierzać ubrania. Wszystko na mnie pasuje i bardzo mi się podoba. Akurat wyrosłem ze starych ubrań, więc mogę się jeszcze bardziej ucieszyć.
Dziękuję za Wasza miłość i pomoc. To dodaje mi sił, by się uczyć, zdobyć zawód i też pomagać innym. Na razie pomagam kolegom w nauce.
W soboty i niedziele słuchamy radia albo gramy w piłkę. Lubię też grać na flecie.
Bardzo lubię zajęcia z informatyki. Uczymy się teraz klawiatury, mam słuchawki i słyszę co piszę na  komputerze. Ostatnio mieliśmy test i poszedł mi dobrze."




   Alex uczy się obecnie w klasie czwartej. W wieku 10 lat, przeżył wstrząs anafilaktyczny, na skutek podanego antybiotyku. Konsekwencje były tragiczne. Po uratowaniu życia, chłopak rok przebywał w szpitalu z objawami ogromnej alergii (ranach na całym ciele). Stracił też wzrok i poczucie własnej wartości. Wzroku nie da się przywrócić, ale chłopak staje się coraz pewniejszy siebie, coraz bardziej otwarty. Tak opisuje swoją sytuację:

 "Teraz ciesze się dobrym zdrowiem, siostry się mną opiekują, a ja mogę się uczyć. Opowiem Wam o mojej rodzinie: jest nas czworo dzieci, ja jestem najstarszy, drugi z kolei nazywa się Peter, trzeci to Bonheur a czwarty Jeremie Mam oboje rodziców.Urodziłem się w 1999r.
Zostałem niewidomy, gdy miałem 10 lat. Chce Wam opowiedzieć, jak straciłem wzrok.
Zachorowałem na grypę, miałem kaszel i gorączkę. W ośrodku zdrowia dostałem antybiotyk.  Po tych lekach nie mogłem oddychać, na całym ciele pojawiły się bąble i rany i zostałem zawieziony do szpitala i bylem tam bardzo długo, bo alergia zniszczyła mi ciało i oczy i zostałem niewidomy.
Lubię się uczyć, jestem drugi w klasie. Wiecie, chciałbym zostać prezydentem, żeby ludziom żyło się dobrze i żeby zawsze był u nas pokój. 
Dziękuję, że piszecie do mnie listy. Często o Was myślę.Czy macie pracę, samochód, co lubicie robić w czasie wolnym? Ja bardzo lubię robić robótki  na warsztaciku dziewiarskim."




   Olive to już duża dziewczynka. Uczy się w klasie trzeciej. W domu ogromna bieda, starsza siostra jest również niewidoma. 

"Do mojej Mamy Grażyny. Na początku życzę Dobrego Nowego Roku oraz Radosnych Świąt Wielkanocnych. Dziękuję za list, ja też myślę o Tobie w każdym czasie. Siostra Jana Maria mówiła mi, ze jesteś lekarzem. Lubisz pomagać innym? Czy masz prace w szpitalu? (...)
Na koniec chcę powiedzieć, ze jestem bardzo szczęśliwa, że masz  dobre serce pomagając biednym dzieciom w Afryce, a zwłaszcza mnie, Oliwie. Modlę się za Ciebie każdego dnia, bo masz ciężką pracę."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz