czwartek, 31 maja 2012

Czarownik prawdy ci nie powie

    Instytucja czarownika w Rwandzie to nadal jeden z najlepiej prosperujących interesów. Nie każdy jednak może zostać Umupfumu. To wybraniec, któremu Imana udzielił specjalnej wiedzy, inteligencji i władzy nad światem niewidzialnym. Tylko umupfumu może wygonić chorobę, wskazać przyczynę nieszczęścia, zapobiec śmierci. Jest jeden problem - za  swoje usługi każe słono zapłacić zarówno sobie jak i duchom pośredniczącym w obrzędach...

   Zazwyczaj, gdy ktoś zachoruje w rodzinie, prowadzi się go najpierw czarownika. Ten przykłada gorące żelazo do chorych miejsc, nacina skórę na skroniach i plecach, podaje wywary z ziół. Przedawkowanie często kończy się zgonem, ale czarownik nawet i taki przypadek umie fachowo wytłumaczyć (duchy zadecydowały inaczej:)

    Można by do tego podejść z przymrużeniem oka, ot, afrykańska tradycja i tyle. Ale te historie, a często tragedie poszczególnych ludzi, rozgrywają się tuż obok, za naszymi plecami, ukrywane skrzętnie przed okiem niepowołanych. 
 
  Czarownicy mają swoje specjalizacje. Jest na przykład umupfumu od spraw płodności, inny specjalizuje się w wykrywaniu trucizn, jeszcze inny odsuwa nieszczęście spadające na tego, kto przekroczył tabu, są też tacy, co potrafią odnaleźć ukradzione rzeczy (afrykańskie biuro śledcze, ha).
   Do czarownika przychodzi się po eliksiry, amulety, z prośbą o sprowadzenie lub zatrzymanie deszczu. Ale umupfumu może też pomóc w rzuceniu klątwy na sąsiada, który za bardzo zalazł za skórę...
   W Rwandzie bardzo często zdarzają się otrucia. Nie ma tu względu na osobę, wiek, powiązania rodzinne. Czasami sąsiedzi trują dzieci, by zemścić się na rodzicach. Zazdrość to niestety główna przyczyna otruć. Przygotowaniem trucizny zajmują się kobiety. Może być podana w bananach, napojach, czasami nakłada się truciznę na słomkę, z której popija się piwo. Panuje powszechne przekonanie, że osoba otruta musi umrzeć. Nie wolno podać jej żadnych leków. Gdyby jednak przeżyła, próba otrucia będzie ponawiana aż do skutku. Osoby otrute puchną i są chowane tego samego dnia. Nie ma  żadnych konsultacji lekarskich, sekcji zwłok, a o przyczynie zgonu nie wolno mówić.
   Byłam kiedyś w odwiedzinach u rodziny jednego z naszych dzieciaków. Dom - lepianka, a w nim matka samotnie wychowująca pięcioro dzieci. Zapytałam o ojca rodziny. Chwila konsternacji, milczenia. Po długim czasie nieśmiałe odpowiedzi, że dostał pracę ( w regionie, gdzie panuje ogromne bezrobocie) i nagle zachorował. Zmarł nieoczekiwanie. Kiedy opuściliśmy dom, nauczyciel, który mi towarzyszył, powiedział: "Siostro, ten człowiek został otruty przez sąsiadów z zazdrości, że został zatrudniony. Matka nie powie prawdy w obawie przed zemstą na niej lub dzieciach. Ludzie, którzy go otruli, mieszkają kilka domów dalej"...
   Wróćmy jednak do naszych umupfumu. Wiele naszych dzieciaków ma ślady po zastosowanym leczeniu czarownika (najczęściej są to nacięcia na ciele). W tym  roku jedna dziewczynka wróciła do szkoły po wakacjach z ogromnymi dolegliwościami żołądka. Nie mogła nic jeść, nie chciała się uczyć, przestała mówić. Zrobiłyśmy serię badań, które nie przyniosły rewelacyjnych odkryć - ot, nieżyt żołądka i tyle. Zaczęłyśmy badać sprawę z innej strony - nasz pracownik rozmawiał z mamą dziecka, która po długim motaniu się w kłamstwach przyznała, że dziecko było zaprowadzone do czarownika. Umupfumu oprócz kuracji ziołowej, odprawiał swoje czary. Co powiedział dziewczynce, co rodzinie dziecka, tego się nie dowiemy. Mała zablokowała się psychicznie. Nie można z nią było nawiązać kontaktu. Modlitwa, rozmowy z dzieckiem i mamą sprawiły, że dziewczynka odzyskała równowagę ducha i obecnie uczy się jak dawniej.
   Jeśli myślicie, że czarownik wygląda jak ten człowiek na zdjęciu - to grubo się mylicie:)) Bardzo trudno rozpoznać umupfumu wśród innych mieszkańców wioski. Tajemnica jest ściśle strzeżona. Znajome siostry opowiadały nam, że miały zatrudnionego stróża, którego żartobliwie nazywały Dziadkiem. Pracownik był bardzo miły, uczciwy, etc. Pewnego dnia okazało się jednak, że jest on czarownikiem, do którego ludzie schodzą się po rady i pomoc. 
   Najgorsze jest to, że ludzie tracą majątek, za każdą wizytę u czarownika  trzeba przecież zapłacić. Może to być kura lub koza, czasami pieniądze, piwo, banany, etc. Do ośrodka zdrowia idą wtedy, gdy stan chorego jest beznadziejny i szanse na uratowanie są niewielkie. Porad umupfumu zasięga się również, gdy chodzi o podjęcie ważnych decyzji (sprzedaż lub kupno ziemi, zaręczyny, ślub). Do czarowników należy też obrzęd wyjęcia dziecka z martwej matki i pochowania go pod progiem domu. 
     Na koniec mała anegdota, która krąży wśród misjonarzy:
   W jednym z afrykańskich krajów polski misjonarz budował misję. Placówka była położona na skraju dżungli, w której żyło plemię kultywujące religie tradycyjne. Misjonarz zatrudniał ludzi z tego plemienia do budowy kaplicy, a przy okazji opowiadał o Panu Bogu. Znalazło się sporo katechumenów, którzy chcieli przyjąć chrześcijaństwo. Zaniepokoił się tym stanem miejscowy czarownik. Udał się z wizytą do króla i przedstawił swoje obawy starszym. Zażądał konfrontacji z księdzem. Niech każdy uczyni znak, a wioska przyjmie religię zwycięzcy. Przegrany musi zginąć. Król zaakceptował propozycje i wysłał do księdza delegację, która przyniosła konkretną datę konfrontacji. Przedziwne, że data zbiegła się z poświęceniem nowo wybudowanej kaplicy. Wyobraźcie sobie księdza... Zaczął się modlić gorąco, pościć, prosić Boga o pomoc. Jakiegoż to znaku może uczynić na oczach wszystkich, tak, by uwierzyli? 
  Dzień prawdy zbliżał się nieubłaganie, a ksiądz marniał w oczach. Po całonocnym czuwaniu wyszedł na zewnątrz, gdzie zgromadziła się już cała wioska. Wszyscy z napięciem oczekiwali na spektakularny pokaz sił. Przybył król i starszyzna. 
  Pierwszy wystąpił czarownik. Miał w ręku czarnego węża. Mamrotał coś pod nosem, aż wąż zesztywniał i stał się prosty jak kij (jest to wytłumaczalne naukowo, przy odpowiednim ucisku powoduje się paraliż węża, który nagle się wyprostowuje). Wioska zawyła z podziwu i przerażenia. Czarownik triumfalnie patrzył na spoconego ze strachu księdza. Sędziwy już kapłan wyszedł na środek, przygotowując się na rychłą śmierć, gdy nagle przypomniał sobie, że ma przecież sztuczną szczękę. Wyjął ją, pokazał wszystkim wokoło i wsadził z powrotem do ust. Na taki znak nie był przygotowany nawet czarownik... Ludzie zamarli w zachwycie. Zaległa przejmująca cisza, którą przerwało powstanie króla. Władca spojrzał na swoich ludzi i ...nakazał przygotowanie do chrztu. Podobno wioska wkrótce stała się przykładem religijnej gorliwości:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz