wtorek, 29 maja 2012

Ryangombe i Nyabingi

   Dziś spróbujemy uchylić kurtynę tabu, jaka wisi pomiędzy abazungu a tubylcami i przyglądnąć się tradycyjnym wierzeniom Rwandyjczyków. Wbrew pozorom kult Ryangombe i Nyabingi jest tu wciąż bardzo popularny, nawet wśród chrześcijan. Wiąże się to z poczuciem zagrożenia, utraty zdrowia lub potrzebą protektoratu sił wyższych.

     Kult Ryangombe pochodzi z XVI w. Według tradycji, był on wędrownym czarownikiem i przybył do Rwandy z sąsiedniej Ugandy. Czarownik zaprzyjaźnił się z królem Rwandy Rugunzu II Ndoli i tak zawładnął jego sercem, że wkrótce stał się najbliższym towarzyszem wypraw królewskich.
   Niestety, podczas polowania zginął ugodzony rogiem bawołu. Wkrótce w kraju nastała epidemia i ludzie zaczęli przypisywać to nieszczęście śmierci czarownika. Za panowania Mutara I rozpowszechnił się kult Ryangombe, zdecydowano nawet, że wszyscy muszą mieszkańcy kraju muszą przejść inicjację, oddając się we władanie Ryangombe. Do dziś ludzie kultywują ten sposób zabezpieczenia się przed złem i chorobami. Kult Ryangombe nazywa się Kubandwa i charakteryzuje się specjalną, dwustopniową inicjacją. 

    Ceremonia zawsze odbywa się nocą wokół drzewa umuko (charakteryzuje się tym, że kwitnie na czerwona w czasie pory suchej, według tradycji, pod tym drzewem umarł ranny czarownik). Kandydat jest poddawany różnym upokarzającym próbom - może być wyzywany, oblewany moczem, itd. Ma rodziców "chrzestnych", którzy wybierają i zatwierdzają kandydatów. Zdrada kogoś z rodziny Ryangombe jest równoznaczna ze śmiercią. 
   Kandydat jest zobowiązany do zachowania absolutnej tajemnicy. Naturalni rodzice kandydata tez mają swoje określone zadania, muszą trzy razy klasnąć w dłonie i wypowiedzieć słowa oddania siebie i swojej rodziny we władanie czarownika. Nowo przyjęty kandydat przyjmuje imię Ruzingo, co oznacza - niedorostek. Musi położyć się z Ryangombe na jednej macie i wypić napój przymierza - przygotowany ze specjalnych liści. Nieodzowna jest duża ilość piwa bananowego jak i prezenty dla czarownika reprezentującego Ryangombe (są to fasola, sorgo, tykwy z piwem i motyki, czasami krowa lub koza).
W kulminacyjnym punkcie Kubandwa uczestnicy wpadają w taneczny trans. Dochodzi do przypadkowych kontaktów seksualnych, można wyzywać się nawzajem, a nawet bić. Uczestnicy malują się biała glinką, a także oblepiają ciastem. Czasami tarzają się we własnych odchodach. Trwa to kilka godzin. Po zakończonej ceremonii wszyscy udają się na posiłek do domu rodziców naturalnych przyjętego kandydata.
  Drugi etap inicjacji następuje po kilku latach. Nosi specjalną nazwę: Gusubiraho, co oznacza - powrót. Wtedy to wierny czciciel  Ryangombe - Imandwa - sam zostaje "rodzicem chrzestnym" kandydatów. Ten etap wtajemniczenia czyni z adepta absolutnego czciciela. Wtedy czarownicy tłumaczą obowiązki wynikające z otrzymanego urzędu. Ryt ceremonii jest taki sam jak poprzednio, ale po położeniu się na macie, czarownik nadaję kandydatowi nowe imię. "Do tej pory byłeś nazwany niedorostkiem, od tej chwili nazywasz się..."     I jest to tajemnica pomiędzy czarownikiem a wtajemniczonymi, której nie można nikomu powierzyć. Od tej chwili adept staje się pełnoprawnym członkiem rodziny Ryangombe. 
   Do dziś Rwandyjczycy są przekonani, że Ryangombe jest kimś wielkim, wyjątkowym, kimś kto daje zdrowie, bogactwo, płodność i szczęście. Pomimo stuletniej obecności chrześcijaństwa, kult ten nadal cieszy się popularnością i jest najbardziej rozwinięty na południu Rwandy (czyli tu, gdzie mieszkamy...). 
    Często chorych zanosi się do czarownika, a dopiero potem do ośrodka zdrowia. Zdarza się , że rodziny wykradają chorych ze szpitala, by poddać ich magicznym rytom i obrzędom. 
 



    Według danych historycznych Nyabingi żyła na dworze Ndorwa. Byłą bardzo inteligentna i wpływowa. Zniknęła bez wieści na bagnach, co przyspieszyło jej kult. Legenda mówi, że Nyabingi posiadała ogromny dwór, gdzie przyjmowała dziewczęta i chłopców. Dzieci wychowywane były w bezwzględnym posłuszeństwie i przygotowywane do rozpowszechnianie kultu. Spośród nich dobierała małżeństwa, a kto się sprzeciwił jej woli, wydalany był wraz z nałożonymi na niego klątwami. Na dworze Ndorwa posługiwano się własnym językiem ruhima. Do dziś towarzyszy on ceremoniom inicjacji.
     Kandydat, który pragnie zostać czcicielem Nyabingi, prosi o przyjęcie do grona wyznawców czarownika, który nazywa się umugirwa. Od niego uzyskuje wiadomości potrzebne do organizacji ceremonii wtajemniczenia. W swojej zagrodzie musi wybudować domek dla bogini, przygotować dzidy, kij, stołek z poduszką, sierp, skórę dzikiego zwierzęcia, piwo, koronę ozdobioną perłami oraz kozę i wołu. Gdy już wszystko jest gotowe,czarownik przychodzi do niego i siada pośród zgromadzonych. 

  Kandydat wręcza mu dzban miodu i sumę pieniędzy. Umugirwa pije miód, a pozostali piwo. W tym czasie zabija się i przygotowuje na ofiarę kozła, następnie kandydat wręcza czarownikowi kolejną sumę pieniędzy. Zaczyna się uczta - wszyscy piją i jedzą pieczonego kozła.  Uroczystość trwa cała noc. O świcie ofiarowuje się bogini wołu. Adept sadzany jest na stołku, dotyka wszystkich przedmiotów i skrapia je krwią. W tym czasie wypowiadane są rytalne słowa ofiarowania się bogini i  prośby o jej przychylność. Od tego momentu bogini mieszka w przygotowanym dla niej domku. Wół dzielony jest na dwie części. Jedną zabiera czarownik, druga dzielona jest pomiędzy zebranych. Spożywa się ją na miejscu. 
     Kilka dni po ceremonii inicjacji, nowy czciciel musi odwiedzić czarownika przynosząc mu podarunek. Sąsiedzi z kolei obdarowują nowego wyznawcę, który musi szukać nowych adeptów. Często kult Nyabingi rujnuje rodziny, ponieważ proponuje tylko dobra materialne. Często kapłani Nyabingi wymuszają od ludzi ogromne pieniądze i inne podarunki, a pomiędzy zwolennikami tego kultu rodzi się  zawiść i wzajemna rywalizacja. Kult Nyabingi niesie ze sobą strach i bezwzględne posłuszeństwo.
      Trudno uwierzyć, że te praktyki dzieją się tuz obok nas... Ile rodzin naszych dzieci uczestniczyło w podobnych obrzędach... Które z naszych dzieci zostały poświęcone Nyabingi czy Ryangombe? 

                  w zebraniu informacji korzystałam z opracowań polskich misjonarzy, 
drukowanych na łamach gazetki "My a trzeci świat"

2 komentarze: