Znów,
ku uciesze wszystkich zrobiło się rojnie w naszej szkole. Siostry, nauczyciele
i woluntariuszki dwoją się i troją by sprostać wszystkiemu co wiąże się z
powrotem dzieci z wakacji i początkiem roku szkolnego. Na tę skromną ekipę
spadło naprawdę wiele! Ale któż by nie podołał wyzwaniom jeśli niesie go
potężna siła miłości…
Styczeń
to początek roku szkolnego w Rwandzie, a więc i do naszej szkoły wróciła z
wakacji ponad 100 dzieci. Po radosnych powitaniach i opowieściach czas z
zapałem zabrać się do pracy. Skoro tak, to może trochę o edukacji w tym
afrykańskim kraju.
Jak w porządnej szkole, trochę historii.
Początki
edukacyjne były całkiem naturalne, dzieci rwandyjskie nabywały wiedzę praktyczną
o zwyczajach plemiennych, zachowaniach społecznych, tańcach, pieśniach i
kulturze życia w środowisku rodzinnym. Wiedzę tę przekazywano, jak u początków
każdego narodu, ustnie i praktycznie z pokolenia na pokolenie. Taki sposób
wdrażania w życie przyczyniał się do scalania wspólnoty rodzinnej i plemiennej.
Ten rodzaj nauczania nazywany był itorero. Oddzielnie formowano
chłopców i dziewczynki. Chłopcy powinni iść za przykładem ojców i stawać się
wojownikami i szefami rodu, podczas gdy dziewczynki nabywały umiejętności
wykonywania prac domowych i opiekowania się dziećmi.
Pod
koniec XIX w wysłannicy wikariusza apostolskiego eminencji Jeana Josepha
Hirtha, spotkali się z członkami rodu Bega, a 2 lutego 1900 r. misjonarze
zostali oficjalnie przyjęci na dworze mwami (króla), otrzymując zgodę na
podjęcie działalności misyjnej, na początku wśród rolniczej ludności regionu
Save. Trzeba było nawiązać kontakt z ludnością tubylczą, czyli najpierw nauczyć
się języka kinyarwanda. Pierwsi misjonarze w chwili przybycia nie dysponowali
niczym więcej, jak skromnym ekwipunkiem podróżnym i niewielkim zapasem
lekarstw. Z czasem jednak ich sytuacja materialna oraz pozycja społeczna
znacznie się poprawiły. Ubodzy Hutu dość szybko dali się przekonać do „bapadiri”
- czyli Ojców Białych lub ogólnie misjonarzy którzy opowiadając im
historie o wielkich postaciach chrześcijaństwa, cudach i uzdrowieniach,
rozbudzali w ich sercach miłości Chrystusa do wszystkich ludzi. Biali
misjonarze z uczących się tubylczego języka szybko stali się jego
nauczycielami. Opracowali pisownię i słownik podstawowych zwrotów w
kinyarwanda. W ten sposób stworzyli bazę piśmiennictwa i czytelnictwa w języku,
który dotychczas był tylko językiem mówionym.
Bapadiri
przejęli tradycyjny model edukacji, ubogacając go europejskim doświadczeniem o
sztukę czytania i pisania. W ten sposób ukształtował się dobrze zorganizowany
system szkolnictwa dla dzieci i młodzieży. Misjonarze, a wkrótce także i
misjonarki postawili na edukację dzieci i młodzieży. Wodzowie plemienni początkowo
zabraniali chłopcom uczęszczania na misję. Widząc jednak, jak bardzo
społeczność wiosek korzysta z opieki medycznej i szkolnictwa, sami zwrócili się
z prośbą, aby ich synowie także mogli być formowani przez misjonarzy. 18
kwietnia 1924 r., mwami Yuhi Musinga, pod naporem nowych władz
kolonialnych - po I wojnie światowej Rwanda stała się kolonią belgijską,
ogłosił, że Bapadiri są przyjaciółmi i wszyscy mieszkańcy
Rwandy (Banyarwanda – lud Rwandy) mogą a nawet powinni im
pomagać w dziale edukacji. Było to otwarcie dostępu nie tylko do szkolnictwa,
ale także przełamanie bariery uniemożliwiającej ewangelizację wśród całej
ludności kraju, która masowo zaczęła przyjmować chrześcijaństwo. Jeden z Ojców
Białych nazwał wtedy Rwandę „krajem, w którym Duch Święty dmie jak
huragan”.
Kiedy młodzi
chrześcijanie po ukończeniu szkoły prowadzonej przez misjonarzy zaczęli
manifestować pragnienie pójścia za Chrystusem, Ojcowie Biali zdecydowali się na
tworzenie małych, a następnie wyższych seminariów duchownych, które - już w
1917 r. -dało Kościołowi w Rwandzie dwóch pierwszych tubylczych kapłanów: abbe
Baltazara Gafuku i abbe Donata Reberaho. Ideałem życia pierwszych zakonnic
rwandyjskich, nazywanych „Benebikira”, stała się troska o
szkolnictwo podstawowe, sierocińce i opiekę zdrowotną wśród najuboższych.
Siostry zakonne ze swej strony formowały młodzież żeńską, co również
zaowocowało powołaniami do służby Bogu i bliźnim w zakonach żeńskich.
Tak rozwijała
się gałąź edukacyjna pod patronatem misjonarzy. W następnym odcinku, postaramy
się przybliżyć współczesny, państwowy system edukacyjny. Na koniec oddajmy głos
innym obserwatorom.
„Rwandyjscy
uczniowie są zazwyczaj dobrze zmotywowani i bardzo pragną dobrze wypaść,
wiedząc, że kluczem do sukcesu w życiu jest zdobycie dobrego wykształcenia”
mówi jeden z nauczycieli. Potwierdza to relacja Beaty Zajączkowskiej dla Radia
Watykańskiego: „Cornelius o świcie bierze plastikowe kanistry i kilka
kilometrów pieszo idzie po wodę. Źródło jest na zboczu góry. Taka wyprawa to
prawdziwa wspinaczka. Kilkuletnie maluchy noszą po litrze, po dwa litry wody.
Im starsze dzieci, tym pojemniki na ich głowach są większe i cięższe. Dopiero
po tym porannym ceremoniale dzieci idą do szkoły. Nieraz zanim zasiądą w
szkolnej ławce, mają już w nogach kilkanaście kilometrów… i pusty brzuch. W
niektórych szkołach prowadzonych przez misjonarzy są punkty dożywiania.
Codzienny kubek owsianki jest równie wielkim dobrem jak zdobywana wiedza. Do
czwartej klasy podstawówki dzieci piszą kredą na tabliczkach. Dopiero potem
mają szansę na pierwszy zeszyt i ołówek”.
Nasze
pociechy, dzięki Bogu i wielu ofiarodawcą z całego świata, mają naprawdę dobre
warunki na swej edukacyjnej drodze. Woda, choć mizernym strumieniem, ale leci z
kranu, a do jedzenia też zawsze coś się znajdzie, więc podczas lekcji w brzuch
nie burczy. Popatrzcie na ich radosny powrót z wakacji i pierwsze kroki w nowym
roku szkolnym.
Radość spotkania po wakacjach
Mundurki czas włożyć i odnaleźć ścieżkę do szkoły...
Jak to się siedziało w ławkach i pisało?
Pierwsze koty za płoty, czas na oficjalne rozpoczęcie i Mszę świętą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz